Sunday, December 25, 2005

Opuszczamy goscinna Nikarague

Po wyprawie na wulkan nastepnego dnia ledwo co wstajemy. Przynajmniej ja... Miesnie bola piekielnie, stopy wygladaja jak tarka, skora pozdzierana, chociaz szrzerze mowiac myslalam ze bedzie gorzej. Ruszamy szybko z wyspy na lad i dalej do granicy. Opuszczamy Nikarague, ktora jest naprawde przepieknym krajem, ludzie sa bardzo mili. Jest to jedyny kraj Ameryki Centralnej w ktorym lewicowa rewolucja zwyciezyla. I coz... jest to tez kraj najbiedniejszy. Nikaragua niestety nie miala nigdy szczescia do rzadzacych, po wyniszczajacej kraj dynastii Somozow przyszli Sandinisci, pograzajacy kraj w dalszej ruinie. Co dziwne w tym biednym kraju stop szedl wrecz rewelacyjnie. Przypomnialy nam sie cudowne czasy podrozowania po Meksyku. Cala prawie Nikarague pokonalismy stopujac, sa tu piekne duze stacje i nienajgorsze drogi.

Na granicy wielka fiesta. Dziennikarze, kamery, przyjechal sam prezydent Nikaragui. Czyzby to wszystko dla nas??? Co za mile pozegnanie :). Lapiemy ciezarowke prosto do stolicy Kostaryki. Przed nami 6 godzin drogi w towarzystwie milego kierowcy.
Nasze dalsze przygody w Dzienniku Podrozy Kostaryka, Panama:

No comments: